wtorek, 25 marca 2014

Rozdział XIX

Kropla szkarłatnej krwi

Lawliet z niedowierzaniem wpatrywał się w przedmiot leżący u jego stóp. Notes zdążył namoknąć już błotem i wodą kałuży, w której leżał. Mężczyzna podniósł notatnik i delikatnie otrzepał po chwili przyglądając się szkarłatnej cieczy okrywającej okładkę i przesiąkającą na kilka pierwszych kartek. Delikatnie musnął palcami krwi, która momentalnie ubrudziła jego palce. Mężczyzna przyjrzał się im. Chwilę się zastanawiał łącząc wszystkie fakty. Dopasowywał odcień, konsystencje i zapach. Po chwili obrzucił Yagamiego gniewnym spojrzeniem.
-Nie oszukasz mnie. Ubrudziłeś go farbą...-jego głos się trząsł. Mimo, iż to powiedział wiedział, że to nie prawda, wiedział, że ciecz jest tym na co wygląda. Jednak chciał wierzyć. Chciał wierzyć, że to tylko kolejna sztuczka Raito. Chciał wierzyć, że Taso jest cała i zdrowa.
-Coś nie wydaje mi się, żebyś sam w to wierzył.-zaśmiał się chłopak i wbił swoje chłodne spojrzenie w roztrzęsionego Lawlieta, który nie mógł zebrać myśli. Z jednej strony chciał się na niego rzucić. Chciał siłą wyciągnąć z niego, gdzie jest Taso i co jej zrobił. Z drugiej strony wiedział jednak, że jest zbyt roztrzęsiony, że dał się ponieść emocjom. Wiedział, że jeśli zaatakuje to tylko pogorszy sprawę...L czuł się jakby był przyparty do muru. Pierwszy raz w życiu nie wiedział co ma robić...
-Zapewniam, że póki co dziewczyna jest w dobrych rękach...-zaśmiał się Raito swym szaleńczym śmiechem. Lawliet chwilę się w niego wpatrywał.
-Ty Kłamco!!!-krzyknął rzucając się na niego z pięściami. Ku jemu zdziwieniu Yagami ze śmiechem rozpłynął się w powietrzu i po chwili pojawił się za nim z całej siły uderzając Lawlieta pięścią w policzek.
-Szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się takiej reakcji z twojej strony.-zaśmiał się. L ponowił atak, jednak tak jak poprzednim razem jego wróg znalazł się w zupełnie innym miejscu tym razem wygodnie rozsiadając się na płycie nagrobnej.-Wiesz...w zasadzie...to brakowało mi cię.-zaśmiał się-często przychodziłem na twój grób, lecz gdy Near i premier Anglii postanowili przenieść go tutaj, nie mogłem już tego robić.-powiedział z wymuszoną kwaśną miną. Zupełnie jakby bawił się emocjami Lawlieta, co dla mężczyzny było bynajmniej irytujące.
-Zabiję cię!-krzyknął Lawliet z całej siły zaciskając pięść lewej ręki, a prawą rozmasowując piekący od uderzenia Raito policzek.-Co zrobiłeś Taso!-dodał po chwili usiłując wymyślić sposób, by móc uderzyć Yagamiego, co bardzo korciło L. Yagami tylko cicho się zaśmiał i zrobił słodką minkę.
-Jeśli jeszcze się nie zmęczyłeś próbuj. I tak mnie nie dotkniesz.-powiedział po chwili zjawiając się obok Lawliaeta i uderzając go w drugi policzek.-Póki co niewiele. Ale musisz przyznać, że jej krew ma bardzo ładny kolor.-prychnął. Lawliet nie wytrzymał i z całej siły uderzył pięścią w Raito, jednak ten się rozpłynął nim dosięgnął go jego cios. Lawliet poczuł mocne szarpnięcie i już po chwili wylądował na wilgotnej ziemi cmentarza.
-Gdzie jesteś Yagami...-szepnął niby sam do siebie. Po chwili coś złapało go za włosy i mocno rzuciło nim o płytę jego własnego grobu. Lawliet poczuł jak z jego głowy spływa ciepła, lepka ciecz. Złapał się za bolącą głowę, a gdy oderwał od niej dłoń dostrzegł, że jest cała czerwona od spływającej z rozcięcia krwi.
-Już się poddajesz?-usłyszał histeryczny śmiech i Yagami pojawił się obok niego. Lawliet poczuł przypływ złości i wykorzystując ostatnie pokłady energii rzucił się na chłopaka. Zdziwił się, gdy poczuł, że jego pięść zetknęła się z cholernie zimnym policzkiem chłopaka, który zdziwiony upadł na podłoże.
-Jak ty...??-spytał zdziwiony. Lawliet uderzył go drugi raz a z nosa chłopaka pociekła stróżka krwi. Po chwili rozwścieczony L złapał Raito za kołnierz i podniósł chłopaka na wysokość swoich oczu.
-Gdzie. Jest. Taso. Gadaj.-warknął. Ku jemu zdziwieniu Raito tylko cicho się zaśmiał.
-W świecie Shinigami...-szepnął i rozpłynął się w powietrzu...

wtorek, 18 marca 2014

Rozdział XVIII

Twarzą w twarz

Wkrótce zabrakło mu tchu. Oddech stał się cięższy, a serce niemalże wyskoczyło mu z piersi. Mimo tego biegł dalej wykorzystując ostatnie pokłady energii. Po kilku minutach nie miał już siły by nawet iść, więc wlókł się ulicą usiłując złapać oddech. Przez cały czas drażniło go, że ludzie się mu przyglądają. Lawliet wiedział, że jego wygląd pozostawia wiele do życzenia, jednak nie mógł zrozumieć dlaczego na twarzach przechodniów maluje się zdziwienie. Cicho prychnął i postarał się nie zwracać na to uwagi. Jednak...jak ty byś się czuł, gdyby spoglądały na ciebie dziesiątki oczu?...Jakbyś się czuł, gdyby świdrujące spojrzenia nie odpuszczały cię ani na krok? Było to bynajmniej niekomfortowe i wprawiało L w stan lęku. Postanowił jednak pozbyć się tego uczucia. Akurat naprzeciw miejsca, w którym sobie przystanął znajdowała się dość spora cukiernia. Bowiem czy jest coś lepszego od słodyczy? Mężczyzna czym prędzej pobiegł pod okno wystawowe cukierni, na którym przywitała go wystawa wykonana z łakoci. To wywołało u niego chęć wejścia do środka sklepu. Jak na skrzydłach podleciał do drzwi i już po chwili znalazł się w cukierni. Lawliet aż pisnął z zachwytu, gdy ujrzał ogromny wybór przeróżnych lizaków, landrynek, pierników, ciasteczek, żelek i czekolady, a na ustach chłopaka pojawił się szeroki, niczym u małego dziecka uśmiech. Doskoczył do lady i kupił sobie dwa lizaki i mleczną czekoladę. Z wielkim żalem omiótł sklep spojrzeniem. Niestety...musiał oszczędzać, bowiem wszystkie pieniądze, które posiadał zostały przekazane Nearowi po śmierci Lawlieta. Jednak na tę chwilę i to mu wystarczyło. Włożył truskawkowego lizaka do ust i wyszedł do sklepu. Dopiero teraz dostrzegł, że pogoda drastycznie się zmieniła. Ciemne, burzowe chmury pojawiły się znikąd, a w momencie, gdy mężczyzna spojrzał w niebo lunął lodowaty deszcz. Mężczyzna cicho westchnął i ruszył dalej przed siebie. Przynajmniej nie czuł się już obserwowany, bowiem przechodnie czym prędzej pobiegli do domu. W zasadzie Lawliet powinien zrobić to samo, jednak wciąż nie miał zamiaru spotkania się z Taso. Miał jej już serdecznie dosyć i nie obchodziło go to, czy znów się przeziębi. W końcu to jej wina, bo przez nią nie może wrócić do mieszkania. Przynajmniej tak sobie ubzdurał. Nawałnica powoli łagodniała. Po krótkiej chwili duże, ciężkie krople zmieniły się na lekką mżawkę. Mężczyzna westchnął. Zrobiło się mu zimno. Zapewne spowodowane było to mokrym ubraniem. Postanowił, że musi znaleźć jakieś schronienie. Przyśpieszył kroku, gdy nagle znalazł się w okolicy cmentarza. Zainteresował go dość spory nagrobek stojący dokładnie w samym jego centrum. 
~"W sumie co mi szkodzi"~pomyślał i ruszył w jego kierunku. Minął starą, skrzypiącą bramę i obumierające drzewo. Przecisnął się między starymi płytami nagrobnymi przy okazji tłukąc kilka zniczy. Cicho jęknął. Nie lubił odgłosu tłuczonego szkła. Jednak ogromna mogiła całkowicie przykuła jego uwagę. Dopiero gdy do niej podszedł zrozumiał, że nie powinien był tu przychodzić, bowiem napis na płycie nagrobnej wprawił go w melancholijny nastrój.

Tu spoczywa
św. p. Lawliet Lawsford aka "L"

31.10.1982-05.11.2007

Dziękujemy Ci

-Wiedziałem, że tu przyjdziesz.-rozległ się głos. Lawliet momentalnie zacisnął pięść jednak nie zaatakował. Sam nie wiedział dlaczego. Chyba po prostu mu się nie chciało. Włożył kolejnego lizaka do ust, jednak nie odwrócił się do rozmówcy.
-Ani trochę się nie zmieniłeś Ryuuzaki-kun.-rozległ się śmiech. Ten cholerny śmiech, który prześladował Lawlieta przez ostatni czas. Miał go już serdecznie dosyć, lecz mimo tego nie zareagował. Kilka razy pokręcił tylko patyczkiem lizaka w dłoni.
-Myślę, że mogę powiedzieć to samo o tobie...Raito-mruknął i powoli zwrócił się w kierunku chłopaka.-No...może trochę urosłeś...i masz dłuższe włosy.-powiedział kpiącym tonem dokładnie przyglądając się brązowej czuprynie wysokiego chłopaka. 
-Z tego co widzę nawet po śmierci nie zmądrzałeś.-powiedział Yagami i sięgnął do kieszeni orzechowego płaszcza po chwili wydobywając z niej szkarłatny notatnik Taso.
-Daruj sobie. Powiedz mi po co tu przybyłeś? Chyba nie po to by mnie nękać co? No...zawsze możesz wykonywać zadania Watariego...przynosić mi kawę i gotować...-powiedział i mimowolnie się zaśmiał. Naprawdę chciałby zobaczyć Raito w takiej sytuacji...
-Od tego masz chyba Taso.-mruknął zażenowany-opuściłeś się ostatnio "L". Nie chcesz wykonać powierzonego ci zadania. Mimo, iż zapewniliśmy ci wszystkie potrzebne warunki. Daliśmy ci nawet Taso by spełniała twoje zachcianki.-warknął-a ty nadal nie chcesz robić tego czego od ciebie oczekujemy.
-My? Masz rozdwojenie jaźni? W końcu okręciłeś sobie króla Shinigami wokół palca. Mam rację? Nadal spełniasz powinność Kiry, choć jesteś na tyle przyziemny, że nie potrafisz okiełznać pełnej mocy notatnika. Dlatego też nie zamierzam ci ani odrobinę pomagać.-powiedział Lawliet. Yagami się zdziwił. Mimo upływu lat umiejętność dedukcji Ryuuzakiego ani trochę nie zmalała...
-Dokładnie. Ani trochę mnie nie zawiodłeś Ryuuzaki. ale pozwól, że się o coś zapytam...nie interesuje cię co się dzieje z Taso?-zaśmiał się i rzucił notatnik pod stopy mężczyzny. Lawliet dopiero teraz dostrzegł, że przedmiot jest poplamiony...krwią...

czwartek, 13 marca 2014

Rozdział XVII

Nie poddam się

Po kilku minutach Lawliet w końcu otrząsnął się z ponurych myśli. 
-I mówisz mi to dopiero teraz?!-warknął rozwścieczony. Lawliet nie mógł zrozumieć, dlaczego dziewczyna okazała się być na tyle głupia, aby nie wspomnieć o tak istotnej rzeczy. Ku jemu zdziwieniu, Taso jedynie delikatnie się uśmiechnęła.
-Gdybym ci powiedziała wcześniej nie byłoby całej zabawy.-zaśmiała się. Twarz Lawlieta wykrzywił grymas. Był wściekły. Pierwszy raz od wielu, wielu lat miał ochotę uderzyć dziewczynę. Mimo tego się powstrzymał. Wmówił sobie, że nie byłby w stanie tego zrobić. Cóż...jednak bardzo się mylił, bowiem pragnienie z każdą chwilą się powiększało. Podniósł się i bez słowa opuścił mieszkanie głośno trzaskając drzwiami. Nie zważał nawet na spojrzenia przerażonych sąsiadów. Prychnął tylko i wyszedł na zewnątrz. "Jak ona śmiała mnie tak potraktować"~myślał. Był bynajmniej zirytowany. "Jeszcze się policzymy Yagami"...
L szedł przed siebie nawet nie zważając dokąd zmierza. W zasadzie to sam nie wiedział co go podkusiło, że wyszedł na zewnątrz, bowiem pogoda nie sprzyjała Lawlietowi. Nienawidził słońca równie silnie jak swojego "przyjaciela od siedmiu boleści". Mimo tego, iż światło słoneczne sprawiało, że sam nie widział dokąd idzie, postanowił nie wracać. Przynajmniej nie teraz. Bał się, że faktycznie uderzy Taso, a tego starał się uniknąć. Ponownie prychnął zażenowany całą tą sytuacją. I po co w ogóle ją ratował? Mogła spłonąć razem z notatnikiem...jak na złość w tym momencie "odezwały" się oparzenia na dłoniach chłopaka.  Postanowił sprawdzić ich stan, dlatego niechętnie wyciągnął ręce z kieszeni. Rany okazały się być poważne, a na skórze mężczyzny ukazały się już pierwsze bąble i lekko zwęglona skóra. Nie miał ochoty odwiedzać teraz lekarza, dlatego skrzywił się tylko i ponownie ukrył dłonie w kieszeniach spodni. Miał szczerą nadzieję, iż to co teraz przeżywa jest tylko snem, a za kilka chwil usłyszy zatroskany głos Watari'ego usiłującego wybudzić go z tej jakże przydługiej drzemki. Pewnie przysnęło mu się przy pracy. Pewnie wciąż siedzi na obrotowym krześle w swojej bazie, a obok niego ze znudzoną miną stoi Raito usiłujący w jakiś sposób rozpiąć kajdanki. Na samą myśl się uśmiechnął. Co jak co, ale Lawliet uwielbiał, gdy Yagami myślał, że tak łatwo pozbędzie się tych kajdanek i usiłował rozpiąć je na wszelkie możliwe sposoby,  kiedy L spał...W jednej chwili jego myśli przerwał głos. Taso podbiegła do Lawlieta i coś mówiła, jednak on jej nie słuchał. Znów miał ochotę ją uderzyć. Czy jeszcze się nie nauczyła, że nie powinno się mu przerywać? Że nie powinno się do niego mówić, kiedy sam sobie tego nie życzy?
-Odczep się ode mnie.-warknął przeszywając ją swym najgroźniejszym spojrzeniem.-Wracaj do swojego króla i przekaż mu, że się nie poddam. I nie będę jego chłopcem na posyłki.-dodał i wściekły przyśpieszył kroku. Wkrótce spacer zamienił się w bieg. Lawliet nie wiedział dokąd biegnie. Ważne było tylko to, by między nim a dziewczyną był jak największy dystans...

Lawliet biegł przed siebie ze łzami w oczach. Sam dokładnie nie wiedział dokąd. Ważne było, by uciec. By już nigdy nie oglądać twarzy tego głupiego blondynka Kotaro. Miał dość tego, że wciąż jest przez niego wyśmiewany i wyzywany od dziwaków. Miał dość całego tego świata. Czym prędzej czmychnął na strych posiadłości Wammy's House i zaszył się wśród przeróżnych rupieci. Często tu przychodził, lecz mimo tego nikt nie wiedział gdzie jest. W zasadzie...to nikt go nie szukał. Lawliet czuł się bezpiecznie pośród różnych, dziwnych przedmiotów. Niektóre były stłuczone, inne połamane, jednak wszystkie pokrywała taka sama warstwa szarego kurzu, którego sam zapach wywoływał kichanie. Mimo tego to właśnie tu L odnajdywał spokój. To właśnie tu mógł wtulić się w stary, połatany koc i cicho popłakać. To właśnie zamierzał zrobić. Wtulił się w materiał, a  automatycznie po jego twarzy zaczęły spływać łzy. Łzy bezradności. Chłopczyk na próżno rozmasowywał bolący policzek. W zasadzie, to już przyzwyczaił się do tego, iż jego kolega się nad nim znęca. Ta myśl spowodowała, że łzy, które na chwilę ustały, znów zaczęły cisnąć się mu do oczu...

Lawliet otrząsnął się z przykrego wspomnienia, bowiem z jego oczu zaczęły spływać stróżki łez. W zasadzie, to lubił to uczucie. Płacz zawsze dawał mu możliwość "oczyszczenia się". Choć nikt nigdy nie widział jego łez. Cóż...nikt do tej pory. Bowiem wielu przechodniów ze zdziwieniem się w niego wpatrywało. To spowodowało, że Lawliet lekko nasunął swoje włosy tak, by nie było widać jego twarzy. Może jednak ludzie patrzyli na niego tak, nie z powodu łez, lecz z powodu tego, kim był...

czwartek, 6 marca 2014

Rozdział XVI

Yagami

Lawliet nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Wiadomość o tym, iż jego dawny "przyjaciel" nawet po śmierci kontynuuje swój chory plan, była dla L niczym kubeł zimnej wody. Ze zdziwieniem spojrzał na dziewczynę. Czyżby kłamała? To raczej mało prawdopodobne...ale nawet jeśli...to PO CO? ~ Te myśli rozbrzmiewały w głowie chłopaka, a każda następna wydawała się być głośniejsza i bardziej przerażająca. Lawliet wiedział bowiem, że to co powiedziała Taso było szczerą prawdą. Straszną, szczerą prawdą. Dziewczyna się bała. Lawliet czuł to całym sobą...może jednak to on się bał? W końcu już raz dowiedział się, co dzieje się gdy wchodzi Kirze w drogę...a kolejnego zawału serca Lawliet nie miał zamiaru przeżywać. Aż otrząsnęło go na samą myśl. Raito z pewnością nie czuł do niego żadnej sympatii i nie zawahałby się "ukarać" go drugi raz. Yagami...Yagami...Yagami...z każdą chwilą Lawliet przypominał sobie coraz więcej szczegółów dotyczących dawnego przyjaciela. W wyobraźni L pojawiła się jasnobrązowa, lekko ulizana czupryna. Mignęły bystre, piwne oczy. W umyśle Ryuuzaki'ego wykreowała się postać. Postać, która przyprawiała mężczyznę o lodowate dreszcze. Raito Yagami- siedemnastolatek, morderca, z pozoru udający niewiniątko...niezwykle bystry i inteligentny...najlepszy uczeń w całej Japonii...Kira-bo tak też go określano okazał się być najtrudniejszą zagadką w życiu mężczyzny. Zagadką, która doprowadziła go do zguby...a zaczęło się tak niewinnie...zabrakło zaledwie kilku dowodów by udowodnić jego winę...za każdym razem, gdy L był już bliski zwycięstwa, Kira wyślizgiwał się mu za każdym razem...W końcu, gdy w ręce Lawlieta dostał się notatnik, mężczyzna był już pewny na 99% iż za morderstwami stoi osoba, która przez kilka miesięcy nieustannie mu towarzyszyła...i wtedy, gdy był już tak bliski prawdy Kira bez skrupułów odebrał Lawlietowi to co najcenniejsze- życie... Mężczyzna zginął w ten sam sposób, w który ginęli mordercy, gwałciciele, złodzieje, kanciarze...w jednej chwili jego życie zostało przerwane. Przerwane przez kogoś, kogo uważał za przyjaciela...W głowie Lawlieta rozbrzmiał śmiech Raito. Sam nie wiedział, czy sam go wyimaginował, czy naprawdę słyszy śmiech chłopaka...